Tak wyglądają bez opakowania:
Końcówka jest taka. Całkiem dobrze się nią maluje.
Jak wspomniałam wyżej, zapragnęłam mieć świecznik. Mam takie słoiczki po jogurtach i lubię je przerabiać na świeczniki. I chciałam mieć świecznik koniecznie w listki. No to zielony marker poszedł w ruch.
Coś tam powstało:
Jak widać, nie są one jakoś super widoczne, ale coś jednak widać. Liczyłam się z tym, już patrząc na opakowanie doszłam do wniosku, że mogą tak wyglądać. Domyślam, się, że np. na białej porcelanie byłyby nieco bardziej widoczne. Ale już tego nie sprawdzę, bo... Wszystkie markery mi wyschły. Najlepsze jest to, że nie zdążyłam ich wszystkich użyć. Zaraz po użyciu, zielonym nie dało się nic zrobić. Dosłownie kilka dni później od zakupu wyschły pozostałe, chociaż nawet ich nie otwierałam (no dobra, ten żółty do zdjęcia był otwarty). No i nie wiem, czy to tak się dzieje zawsze w przypadku tych markerów, czy może mnie się trafiły felerne. Ale już tego nie sprawdzę, nie kupię ich więcej. Także tak... Ale co do pomalowanego świecznika, marker póki co się trzyma. Chociaż tyle dobrego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz