Zbliża się Boże Narodzenie, zakupowe szaleństwo trwa i czasami człowiek zamyśli się przy półce: brać to czy nie brać? Dlatego przychodzę z pomocą i pokazuję, jak wyglądają niektóre produkty kreatywne, a także jak piszą czy rysują. Przypominam, że jestem amatorką i moim celem jest pokazanie kolorów.
Dzisiaj o rzeczy, na którą nawet nie warto patrzeć w sklepie. Nie warto nad nią myśleć, nawet do ręki nie warto brać. A oto i najgorsze kredki ołówkowe.
Nazwa tej serii w Pepco jest bardzo ładna. Nazywa się "Colours". Mnie się to kojarzy super. Colours to kolory, a jak kolory - no to będzie kolorowo i fajnie. A tu dupa kicha. Ja już kiedyś miałam tanie kredki z Pepco i były to najgorsze kredki, jakie miałam (i o których pamiętałam, bo za dzieciaka też miałam kiepskie, tylko nazw nie pamiętam). I teraz oto znowu w moje ręce trafiły najgorsze kredki. Więcej ich (a co za tym idzie kosztują odrobinę więcej) i nowe mają opakowanie, ale to wciąż jest badziewie.
Kredki Pepco Colours to zestaw 24 kredek ołówkowych za 4 zł. Jedna kredka kosztuje więc 17 groszy. I tak, oczywiście, ja wiem, że co ja się spodziewam po czymś takim? No napisali, że to kredki, a nie "produkt kredkopodobny", więc spodziewam się kredek. Opakowanie i informacje od producenta:
Na opakowaniu kolory ładnie wyglądają ;)
W kartoniku nie ma żadnej przegródki. W ogóle same kredki też wyglądają ładnie, są całe polakierowane na dany kolor. Ach, bardzo to mylące ;)
A tak oto wyglądają kolory na kartce (szkicownik 120g):
No nie powiem, niby trzeba tylko było pomazać kredeczką, a się umordowałam...
A to mini kolorowanka, przy której się tak zmęczyłam, że potem udałam się na odpoczynek. A to tylko mała kolorowanka i zwykłe kredki! Dajcie spokój z takimi bladymi kolorami. Nie wiem, ile bym musiała cisnąć w papier taką kredką, ale szanuję swój chory nadgarstek. Gdybym była dzieckiem, kredki odłożyłabym w kąt i o nich zapomniała. One są koszmarne. Twarde i aż nieprzyjemne - właśnie takie nieprzyjemne uczucie mnie ogarnia, jak nimi rysuję po papierze. Do tego niemal niewidoczne, trzeba się napracować - no nie, nie, nie. No dajcie spokój z takim czymś. Te 4 zł lepiej wpłacić np. na jakąś zbiórkę - to bardziej pożyteczne.
W kartoniku nie ma żadnej przegródki. W ogóle same kredki też wyglądają ładnie, są całe polakierowane na dany kolor. Ach, bardzo to mylące ;)
A tak oto wyglądają kolory na kartce (szkicownik 120g):
No nie powiem, niby trzeba tylko było pomazać kredeczką, a się umordowałam...
A to mini kolorowanka, przy której się tak zmęczyłam, że potem udałam się na odpoczynek. A to tylko mała kolorowanka i zwykłe kredki! Dajcie spokój z takimi bladymi kolorami. Nie wiem, ile bym musiała cisnąć w papier taką kredką, ale szanuję swój chory nadgarstek. Gdybym była dzieckiem, kredki odłożyłabym w kąt i o nich zapomniała. One są koszmarne. Twarde i aż nieprzyjemne - właśnie takie nieprzyjemne uczucie mnie ogarnia, jak nimi rysuję po papierze. Do tego niemal niewidoczne, trzeba się napracować - no nie, nie, nie. No dajcie spokój z takim czymś. Te 4 zł lepiej wpłacić np. na jakąś zbiórkę - to bardziej pożyteczne.
Ale spokojnie - Matka Ziemia to wytrzyma. Wytrzyma kolejne produkowane badziewie produkowane dla pieniędzy, bo a nóż widelec ktoś się nadzieje i kupi. Najwyżej zaleje to wszystko stopiony lodowiec i tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz